Jest nowy konsultant krajowy ds. kardiochirurgii. To prof. Marian Zembala, który w ostatnich dniach swojego urzędowania – o czym poinformował jako pierwszy tygodnik „Wprost” – podpisał się pod decyzją powołaniu nowego konsultanta. Czyli – siebie.
Po lewej: były minister zdrowia Marian Zembala. Po prawej: nowy konsultant krajowy ds. kardiochirurgii Marian Zembala. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Prof. Marian Zembala był konsultantem krajowym w chwili, gdy został przez premier Ewę Kopacz powołany na stanowisko ministra zdrowia. Z oczywistych względów musiał wtedy zrezygnować. Sam zainteresowany powiedział „Gazecie Wyborczej”, że była to tylko rezygnacja czasowa, na okres bycia ministrem zdrowia. Ale formalnie nie ma takiej drogi „zawieszenia” czy „czasowej rezygnacji”. Tyle, że gdy w czerwcu prof. Zembala zrezygnował z funkcji, nie powołał swojego następcy – i był wakat, który w ostatniej chwili został zapełniony przez poprzednią ekipę ministerstwa.
Nowy minister zdrowia może oczywiście decyzję swojego poprzednika unieważnić i wskazać nowego konsultanta krajowego. Ale czy Konstanty Radziwiłł zdecyduje się na taki krok w sytuacji, gdy prof. Zembala nie tylko publicznie mówi o nim w samych superlatywach, ale w swoim wystąpieniu podczas debaty nad exposé premier Beaty Szydło mówił o gotowości do wspólnej pracy, o potrzebie znalezienia wspólnych celów a ostatecznie – jako jedyny poseł Platformy Obywatelskiej – wstrzymał się od głosu nad wotum zaufania dla rządu?
– Prof. Marian Zembala jest wybitną osobistością, ale szefostwo klubu powinno jakoś zareagować. Kurtuazja wobec następcy nie byłaby niczym dziwnym, bo Konstanty Radziwiłł jest cenionym działaczem samorządu lekarskiego i ma liczne zalety, ale w tym momencie można postawić duży znak zapytania, czy jest ona bezinteresowna – mówi jeden z polityków Platformy. – W dodatku można było to załatwić dużo przejrzyściej. Gdyby prof. Zembala zwrócił się do Radziwiłła, że chce wrócić na stanowisko konsultanta, na 99 proc. nie spotkałby go afront, bo trudno odmówić mu kompetencji, a Radziwiłł miałby okazję do pokazania, że chce być ministrem dialogu.